wtorek, 18 listopada 2014

Grand Canyon - dzień 9

" Najbardziej niebezpieczne zwierze w Wielkim Kanionie Kolorado"

Poranek we Flagstaff jest raczej chłodny, słupek rtęci sięga ok. 5 stopni, piszę około, bo wszędzie temperatura jest podawana w Fahrenheitach. Po śniadaniu ruszamy na podbój Wielkiego Kanionu w części południowej zwanej south rim. Po drodze mijamy opuszczony, a może jeszcze nie otwarty, skansen mający odzwierciedlać dziki zachód:



Przy skansenie znajduje się dość pokaźna kolekcja skrzynek pocztowych, co ciekawe oprócz kilku budek, domów nie widać w promieniu kilku kilometrów :



 Okazuje sie, że po przyjeździe Amerykanie muszą przesiąść sie za swoich potężnych pickupów do autobusów które jeżdżą po najciekawszych punktach widokowych na kanion. Po drodze kierowca, który jest również przewodnikiem opowiada ciekawe historie. Pyta na przykład turystów: jakie jest najbardziej niebezpieczne zwierze w wielkim kanionie ?? Nikt nie trafia. Okazuje się najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem w parku Grand Canyon jest ... wiewiórka, dziennie strażnicy maja ok. 30 zgłoszeń o ugryzieniach ludzi przez wiewiórki. Turyści, którzy postrzegają wiewiórki jako małe sympatyczne futrzaki częstują ich często jedzeniem, w konsekwencji zwierzęta postrzegają ludzi jako źródło pożywienia i jeśli czuja pokarm przy człowieku często atakują. 



Wielki kanion jest genialny, jest wielki, zróżnicowany, jest brązowy, szary, zielony, a widzimy tylko jego część południową


















Odjeżdzamy z terenu Wielkiego Kanionu i jedziemy dalej na nocleg do małej osady big Water. Drogę przebiega nam tarantula :-)



po drodze mijamy miejscowość Page, jesteśmy strasznie głodni, ale mamy ochotę na prawdziwego stęka, a nie jakieś Macdonaldsy czy pizza Huty. Postanawiamy, że zjemy juz w miejscu noclegu, czyli niewielkiej miejscowości Big Water. Głodni dojeżdżamy do celu. Po drodze mijamy wilelka tablice z napisem witamy w Utah


Niestety W Big Water nie ma nic, oprócz pustyni, naszego motelu i kilku domostw, na domiar złego w hotelu była restauracja, ale właścicielka pokłóciła sie z kucharzem i jest tylko automat z batonami... Nie chcąc wracać 30 mil do Page jemy resztę prowiantu z dnia dzisiejszego, czyli jakieś suche bułki i orzechy, żałując że pogardziliśmy Pizza Hut :-)

źródło: www.google.maps.com




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz