środa, 17 grudnia 2014

Filadelfia, Lancaster dzień 18

Kraina amiszów

W związku z brzydką pogoda postanowiliśmy wyjechać do Lancaster i Filadelfii. Najpierw wyjazd z miasta droga 95 i z ciekawostek mijanie takich firm jak CIA I NASA :-). Lancaster to duże 320 tysięczne miasto. Naszym celem jest zobaczenie żyjących tu w dużej społeczności amiszów, ludzi ktorzy rzekomo żyją jak przed wiekami bez kontaktu ze światem zewnętrznym, prądem czy jakąkolwiek elektroniką. Na początku rzucają się w oczy ich domostwa, bo porozwieszane są na podwórkach identyczne prania - czarno-białe. Kobiety noszą czarne czepki i czarne koszule, faceci czarne spodnie i białe koszule. Potem powoli widać ich zaprzęgi konne, którymi przemieszczają sie do celu. 
Jednak na tym czar pryska, amisze są zasymilowani z sąsiadami, wiec w otoczeniu ich domostw są normalne domy z samochodami na podjazdach, normalna elektryka, sklepy, wielkie zakłady produkcyjne , czy banki.  Ja natomiast wciąż byłem pod wpływem filmu Świadek, w którym Harisson Ford buduje wielką stodołę gołymi rekami z amiszami.
źródło:http://iranian.com/main/blog/darius-kadivar/harrison-ford-singing-wonderful-world-kelly-macgillis-witness-1985.html
Centrum miasteczka to juz czysta komercja ze sklepami, restauracjami i masą autokarów z turystami. Zreszta sami amisze jak pózniej wyczytałem wcale nie są tak całkiem odcięci od świata nowoczesnego. Nie akceptują na przykład elektryczności, ale używają agregaty prądotwórcze i telefony komórkowe. Nie mają TV, ale mogą odwiedzić znajomych nie-amiszów i tam oglądać telewizję. Dodatkowo całkiem nieźle radzą sobie finansowo, a to za sprawą upraw ekologicznych, na które w USA jest teraz szał. Ponadto są bardzo dobrymi stolarzami, a za ich drewniane meble wytwarzane ręcznie ludzie potrafią zapłacić sporo pieniędzy. Oglądaliśmy w jednym z ich sklepów mały stoliczek, za bagatela 3 tys $.



Wybraliśmy sie tam na lunch z opcja bufetu za 13 dolarów, gdzie mogliśmy sobie nakładać jedzenia ile dusza zapragnie i faktycznie jedzonko maja pyszne. Na deser spróbowaliśmy tradycyjnego ciasta dyniowego, czyli Old fashioned pumpkin pie. Pychota :))
Źródło: http://www.elitemillennial.com
Pózniej czas na Filadelfię, miasto historyczne, bo tu wszystko sie zaczęło, tu podpisana została deklaracja niepodległości pierwsza konstytucja Stanów Zjednoczonych. W budynku zwanym Independece Hall przewodnik z sympatia opisywał te zdarzenia, 

Mogliśmy tekże obejrzeć idealną replikę sali, w której spisywane były dokumenty, które stały się podwaliną dla dzisiejszego państwa
pózniej obejrzeliśmy Dzwon wolności 
pomnik Jerzego waszyngtona i w zasadzie tyle :-)
Trafiliśmy jeszcze na stylizowaną patriotyczna uliczkę Elfreth's Alley, która jest uważana za najstarszą ulicę w Stanach Zjednoczonych.
Zrobiliśmy pamiątkowa fotka z Rockym, do którego zdjecia kręcone były właśnie w Filadelfii:
przespacerowaliśmy się do portu, który nie urzeka:
Po zachodzie słońca zdecydowaliśmy się na powrót do Waszyngtonu, zatrzymaliśmy się tylko na szybka fotkę z widokiem na filadelfijskie wieżowce, które robią naprawdę wrażenie i pokazują jak wbrew pozorom duża to metropolia. 
W drodze powrotnej padało i kiepsko sie jechało, ale mimo kiepskiej pogody dzień uważam za udany.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz